Peta Orbita
-
DST
413.00km
-
Sprzęt MERIDA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na PO w zasadzie nie wybierałem się. Aby nie "kompromitować" się zapisałem się na 400km+ chociaż po głowie chodziło mi 500km. Kręcenia w tym roku było bardzo mało i dopiero na wczasach udało mi się zrobić 3 dłuższe wypady.
Start spod energetyka był jak dla mnie trochę dziwny. Część osób wystartowała parę minut przez 24 a pozostali siłą rzeczy ruszyli za nimi. Brakowało mi wspólnego startu i przejazdu nocą przez miasto.
Wrażenia z nocnej jazdy ze średnią 29km/h bezcenne - jak dla mnie najlepsze wspomnienie z PO. Co da zarzutów odnośnie tempa wydają mi się bezpodstawne. Już od Kamyka widać było, że tempo będzie takie a nie inne i dużo osób zwalniało i bez problemu można było utworzyć osobną grupkę. Poza tym okazało się, że zapas czasu 45min (w stosunku do planu Krzary) jaki mieliśmy w Szczekocinach bardzo szybko stopniał na odcinku Kroczyce-Zawiercie do marych 25min. Wydaje mi się również, że szybki wyjazd ze śniadania był również jak najbardziej uzasadniony. Zapas zapasem ale później okazało się, że każda minuta jest na wagę złota - Krzara opuścił SłB o 19:59.
Jedyny minus startu to to, że peleton tak szybko się porwał na części. Część osób wystartowała minimalnie przed czasem. Można było zaliczyć naprawdę fajny przejazd grupą przez miasto.
Co do innych wrażeń:
- 20km przed śniadaniem rozpadło mi się siodełko, które jakimś cudem udało mi się poskręcać do kupy na śniadaniu ale kosztem przesunięcia go o 1,5cm do przodu - efekt: przesunięty środek ciężkości i załatwione nadgarstki, z bólem których borykałem się aż do Sł.B.
- Super jazda na zmianach co 1km od śniadania do Szczekocin. MrDry i Kolarz RSL dzięki za przewodnictwo duchowe Wink
- W Siewierzu podjąłem decyzję, że z Brynku wracam do domu i do tego dostosowałem styl jazdy (dość forsowny). Jednak w Brynku uległem namowom Krzary i poleciałem z nim na Sł.B. końcówkę tego odcinka wspominam jako koszmarną ale dającą również dużo satysfakcji i wrażeń. Nie dość że złapały mnie skurcze w nogach i co 15km musiałem stawać (Krzara dzięki za cierpliwość) i robić 100-200m z buta to w Oleśnie dopadła nas burza, po której dostałem takiego ataku hipotermii jakiego nigdy do tej pory nie doświadczyłem w życiu.
Ze Sł.B wróciłem grzecznie (z zasłużonym browarkiem w ręku) samochodem do domu. Ze zdobytych 413km jestem zadowolony, chociaż pozostał pewien niedosyt, że nie dałem jednak rady pokonać 500-ki.
komentarze
Graty przesunięcia życiówki ze 180 na 413.